29.1.14

HAPPY BIRTHDAY TO YOU

Mężowie, narzeczeni i partnerzy to w kobiecej przestrzeni blogowej temat śliski. Albo się o nich mówi dobrze, albo bardzo dobrze ;) Tak czy siak trzeba mieć wyczucie sytuacji i trzeźwe spojrzenie na prawa, jakimi rządzi się internet, żeby wywlekając na światło dzienne opowieści lub zdjęcia, które ujrzeć go nie powinny, nie zrobić z siebie i ze swojego partnera przysłowiowego głupa. Przechodząc do meritum - dziś dzień wyjątkowy czyli urodziny J. Pomyślałam, że fajnie byłoby jakoś uczcić ten fakt na blogu, a nawet posunąć się dalej i wymyślić jakąś małą niespodziankę. No i tu mam mały dylemat moralny, zastanawiam się, czy da się to zrobić subtelnie, nienachalnie, nie wykraczając poza granice dobrego smaku. Wiem jedno: nie wrzucę zdjęć znad urodzinowego tortu, nie wykreuję sielankowego obrazka kapiącego lukrem i nie pokażę słitaśnych fotek z dalekich podróży. Czułabym się głupio, zresztą J. pewnie też. Zrobię to zwyczajnie, po mojemu, mam nadzieję, że nikt nie poczuje się zdegustowany ;)








26.1.14

CO W PRZEDPOKOJU PISZCZY

Przedpokój to wizytówka domu, powinien zatem pełnić rolę reprezentacyjną, być estetyczny ble ble ble. To wiemy, wystarczy otworzyć pierwszą lepszą gazetę wnętrzarską albo włączyć domo plus. Nikt jednak nie radzi jak na kilku metrach kwadratowych zmieścić szafę, a potem jak jeszcze upchnąć do niej wszystkie buty, kurtki i tzw. odpady sportowo-użytkowe, na które w całym domu miejsca już nie ma. Nikt nie doradza, gdzie mają leżeć mokre parasole, wisieć mokre płaszcze i stać zabłocone tenisówki (w szafie?), wiadomo tylko, że nie powinny być widoczne. Mój przedpokój gabarytowo jest właśnie z tych "trudnych" i mimo, że jasny, to ciasny. Udało mi się zmieścić w nim wspomnianą wyżej szafę oraz niewielką komodę (gdzieś przecież trzeba wrzucać ulotki z pizzeri, listy z banku z ofertą pożyczki, paragony z Carrefoura i inne bardzo ważne w każdym gospodarstwie domowym papiery :). Miejsca wystarczyło nam jeszcze na dwa ścienne wieszaki i duże lustro (chyba jest fajne, bo każdy, kto nas odwiedza intensywnie się w nim przegląda ;). Nie narzekam, jest dobrze, mam gdzie rzucić telefon i klucze po wejściu do domu, mam gdzie powiesić mokry od śniegu szalik czy torebkę, mam swoją ulubioną biel (i trochę szarości). Czasami, gdy tak jak dziś pada i pada, a za oknem biało, mam także dwie pary wielkich zaśnieżonych buciorów na widoku - ale to już zupełnie inne bajka ;).




25.1.14

SŁOWO NA JUTRO

Za oknem widok smutny, niedobór słońca odczuwam bardzo silnie. Piszę ten post od kilkunastu minut, myśli się rozlatują, słowa nie pasują, wszystko nie tak i bez sensu. Piszę i usuwam, piszę i usuwam, mam już trzy zdania, super. Nie powinnam w ogóle pisać nic,  nie muszę być zawsze taka regularna i akuratna, ale kurcze właśnie, że chcę. Dziś pozwolę sobie na narzekanie i marudzenie, że wszystko mnie drażni, że niczego nie ogarniam, że prasowanie leży, że sprawy leżą. Ja na razie siedzę, ale nie wiadomo co będzie za chwilę... Jutro na pewno będzie lepiej, tego się trzymam. Miłego jutra, a tymczasem link do paru bardzo pozytywnych słów w pięknym wykonaniu KLIKNIJ



22.1.14

DIY - LUSTERKO

DIY jak zrobić sobie lusterko: kupić gotową ramkę na zdjęcie (dowolnego formatu), zanieść ją do pana szklarza, poprosić żeby wymienił przeźroczystą szybkę na kawałek lustra. Pan szklarz może marudzić, że się nie da i w ogóle, że ciężko będzie i że on nie wie, bo musi spytać szefa. W końcu zrobi, a jak nie zrobi to należy poszukać innego szklarza. Po wymianie szybki gotowe lusterko trzeba oczyścić i postawić sobie albo powiesić w łazience, czy gdzie tam kto chce i  używać według indywidualnych upodobań. Nie mogłam nigdzie znaleźć małego lusterka, które by było nieokrągłe, niechromowane i  nieoklepane więc zrobiłam jak powyżej i ze szklarzem nr 2 się udało. Lusterko stoi więc sobie w łazience i patrzy na mnie moimi własnymi oczami. Buon apetit! ;)


19.1.14

PUSZKA PANDORY

Pandora jest zjawiskiem długoterminowym i niezwykłym, o czym miałam okazję przekonać się ponad rok temu, kiedy pod choinką znalazłam piękne białe pudełeczko. Podekscytowana wizją posiadania biżuterii osobistej, emocjonalnej, symbolicznej, a na dodatek ekskluzywnej rozpoczęłam proces twórczy, którego zwieńczeniem miała być moja własna, niepowtarzalna bransoletka. Zaraz wyjaśnię co oznacza ten "proces twórczy" bo może jest ktoś, kto nie wie jak działa Pandora. Posiadając srebrną bazę (czyli tzw. sznureczek, który kupuje się osobno) oraz dwa charmsy (tzw. koraliki, które też kupuje się osobno), potrzebuję  klipsów przytrzymujących (które również kupuje się osobno), separatorów (-//-), łańcuszka zabezpieczającego (-//-) oraz oczywiście dodatkowych charmsów (w dowolnym kształcie, kolorze i ilości),  i w ten sposób powstaje biżuteria kompletna czyli bransoletka w tzw. wersji full. Wersję full zastąpiłam wersją podstawową, mam to szczęście, że nie lubię nadmiaru ozdób i wrażeń, więc moment kulminacyjny wydawał się być tuż tuż. Każdy nowy charms przybliżał mnie do tej pięknej chwili i muszę przyznać, że określenie "biżuteria emocjonalna" jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu. Ile emocji i wrażeń przysparza wydatek rzędu 200 zł na jeden mały koralik wie tylko ten, kto tego doświadczył na własnej skórze. Każdy charms ma również wydźwięk symboliczny (symbolizuje mój brak rozsądku tudzież hojność moich bliskich) i sentymentalny (czuję się silnie przywiązana, tak silnie, że aż mi głupio, że bransoletki nie noszę). Pandora jest piękna i niezaprzeczalnie ekskluzywna, ale otwierając wieczko tej jubilerskiej puszki bądźcie ostrożni, bo jedna mała, zbyt pochopnie podjęta decyzja, może pociągnąć za sobą lawinę niekończących się, a przy tym zupełnie niepotrzebnych wydatków ;).




17.1.14

SŁOWO NA NIEDZIELĘ

Nazwijcie to spożywczą hipokryzją, logiką łasucha albo jak tam chcecie - ja to przesłanie kupuję w całości ;) Życzę słodkiego weekendu :)


15.1.14

NIE NA TEMAT I BEZ SENSU

Jestem zmęczona, bolą mnie od ślęczenia przed komputerem oczy, obawiam się, że mogę bredzić. Dziś aktualizując swoje potrfolio przypomniałam sobie, jak bardzo lubię limeryki. Krótkie absurdalne i groteskowe wierszyki zawsze wprawiają mnie w dobry nastrój i nigdy nie mam ich dość. Kto też je lubi niech się częstuje - skrobnęłam kilka na okoliczność tego wpisu. Przy okazji pokazuję piękne szkło firmy Littala - kolekcja Alvar Aalto, która do limeryków ma się jak kwiatek do kożucha. Nie wiem czy wkładanie wierszyków i szklanych wazonów do jednego worka to dobry pomysł, ale cóż ... zaryzykuję.







13.1.14

COMING OUT

Proces ujawniania własnej tożsamości na blogu jest dla mnie trudny. Nie należę do osób, którym łatwo przychodzi pokazywanie siebie i swojego życia, zawsze bardzo ceniłam swoją prywatność. Przyszedł jednak moment, w którym postanowiłam trochę uchylić drzwiczki do mojego świata. Dlaczego? Z prostej przyczyny: z szacunku do Was. Trudno zmuszać czytającego, żeby w komentarzu zawsze zwracał się bezosobowo, albo pytał "Roomservice'a", gdzie kupił sukienkę ;) Dlatego dziś będzie trochę o mnie, nie za dużo, nie za mało, mam nadzieję, że w sam raz. Ps. Dodam jeszcze, że 36 to niestety nie rozmiar buta ;)






10.1.14

KUCHNIA

Lubie swoją kuchnię bo ma duże okno, przez które od rana wpada do środka mnóstwo światła, a ja bez niego nie potrafię żyć. Bo jest biała, trochę szara i bardzo trochę czarna. Lubie ją, bo jest mała i poręczna (no dobra jest za mała, wolałabym  większą :). Lubię swój czarny dozownik na płyn do naczyń, który zrobiłam sama metodą patchworkową oraz trudny w czyszczeniu piekarnik, z którego wychodzą różne pachnące smakowitości . Cieszę się, że mam w kuchni ukochane długie zasłony, które nagminnie oblewam sokiem z cytryny. Lubię swój zlewozmywak za to, że jest ładny i woda się z niego nie chlapie i nawet wybaczam mu, że ma tylko jedną komorę. Lubię w tej kuchni gotować albo siedzieć sobie na krzesełku, popijać herbatkę i patrzyć jak słońce wlewa się przez okno i rozświetla te wszystkie biele i szarości. Tak, lubię swoją kuchnię :)




7.1.14

MYDŁO

To jest reklama. Dobrowolna, darmowa, subiektywna i szczera. Nie podszyta żadnymi finansowymi ani marketingowymi pobudkami, zupełnie osobista i wynikająca z chęci podzielenia się pewnym kosmetycznym odkryciem. Produkt: Szare mydło z Barwy. Testowane przeze mnie od dłuższego czasu (zużyłam x kostek). Zawinięte w bury papierek. Mało spektakularne, ubogie wizualnie, kompletnie niedesignerskie i do tego z nieciekawym zapaszkiem. Białe chociaż szare. Nie wypełnia zmarszczek, nie naprawia cellulitu, nie ujędrnia części ciała nadgryzionych zębem czasu. A działa tak, że wszystkie żele, mydła w płynie i inne nawet apteczne kosmetyki powinny schować się głęboko w szufladzie (i już stamtąd nie wychodzić). Kto jest alergikiem i na wszystkie kosmetyki reaguje przesuszeniem i podrażnieniem niech nie waha się go użyć! Kto ma skórę atopową lub kłopoty z trądzikiem niech też spróbuje. Fenomenalnie radzi sobie z każdym problemem, świetnie nadaje się do mycia twarzy i kosztuje grosze. Rekomendowane przez roomservice :)




5.1.14

LOŻA VIP

Szufladę ze sztućcami otwieram, jak każdy, codziennie. Wyciągam co tam potrzebuję i już. Dziś rano, gdy wykonywałam tę prozaiczną czynność po raz enty, rzuciłam okiem na tzw. "dział świąteczny". W tym dziale nie ma jakichś tam zwykłych, zarysowanych przez wredną zmywarkę łyżek, opalcowanych w tajemniczy sposób widelców czy pospolitych tępawych noży. To kuchenna loża specjalna, w której rezydują wyjątkowe rzeczy, używane w wyjątkowych sytuacjach. W tym roku sprawy potoczyły się tak, że wbrew wcześniejszym planom święta nie odbyły się u nas. Wszystkie te piękne sztućce i obrączki, które kompletowałam z zapałem i przejęciem nie ujrzały światła dziennego zza wigilijnego stołu. Nic straconego, pewnie jeszcze nie raz będę miała okazję uroczyście nakryć stół, a póki co daję im blogowe pięć minut :)




2.1.14

NOWOROCZNA DALEKOWZROCZNOŚĆ

Zastanawiałam się jaki ma być mój pierwszy noworoczny post i nic nie wymyśliłam. Nic wstrząsającego, odkrywczego ani szczególnie zabawnego. Chciałam opublikować listę postanowień,  ale przypomniałam sobie, że nigdy takiej nie robię. Nie wierzę w jej cudowne właściwości. Jak coś mam zrobić to i tak zrobię, a jeśli brak mi na to odwagi czy motywacji to lista i tak guzik tu pomoże. Podsumowywanie i oficjalne zamykanie zeszłego roku to  też kiepski pomysł. Na to, co będzie w 2014 wpływa to, co zdarzyło się w 2013. Życie to ciągły proces (taka mądrasińska uwaga;), więc po co szatkować czas. Nawet gdybym chciała, to nie zacznę nowego roku z czystą kartą, moje jestestwo jest wciąż "in progress". Gdy dziś rano wyjęłam z szafki  rzadko używane okulary (na co dzień noszę soczewki), przyszło mi do głowy, że gdybym się mocniej skupiła i wytężyła wzrok zobaczyłabym, że życie jest fajne. Doceniłabym to, co mam i zamiast narzekać i marudzić pielęgnowałabym własne szczęście, bo jest co pielęgnować :) Życzę tej dalekowzroczności i ostrości widzenia Wam i sobie, na cały przyszły rok i na kolejne lata. Niech zawsze będzie "in progress" :)