30.7.14

lampa story

Puk, puk jest tam ktoś? Może już nikogo nie być, w końcu zamknęłam drzwi na klucz i sobie poszłam. Wracam z ekologiczną lampą, kilkoma przemyśleniami i nadzieją, że jeszcze tu czasem zaglądacie. Papierowa masa na sznurku w końcu zwisa z sufitu i cieszy oczy surową fakturą. Kvadrat Meble zrobił kawał naprawdę dobrej roboty :) Dziękuję Ci Agnieszko :). Lampa zostanie ze mną na długo, czuję to w kościach. Jest jak wielki parasol, pod którym można się schować siedząc przy stole, to mi się w niej chyba najbardziej podoba. Oprócz tego jest cudownie nieidealna, nierówna, nieugładzona i niesforna. I śmierdzi :) Tak, tak to nie żarty, mieszanka makulatury i kleju posiada specyficzny zapaszek, który będzie się rozchodził po pokoju jeszcze przez jakiś czas, no przynajmniej do momentu gdy mu się znudzi. Lampa zwisa, a ja zastanawiam się co teraz. Jaki będzie następny zakup, co jeszcze wymyślę żeby było ładniej, przyjemniej, ciekawiej. I chyba wiem co zrobić. Trzeba przeprowadzić mały remanent, tyle że we własnym wnętrzu, taką autoinwentaryzację. Pozwolić sobie na szczerość z samym sobą (co jest bardzo trudne), a potem po prostu działać. Wtedy będzie ładniej, przyjemniej i ciekawiej nawet bez nowej lampy :) Takie remonty własnego wnętrza najlepiej rozpoczynać gdzieś daleko, one potrzebują dystansu. Mój dystans wyniósł jakieś 300 kilometrów, a moje "gdzieś daleko" oznaczało Wrocław, do którego wybrałam się kilka dni temu z koleżanką na festiwal filmowy "Nowe horyzonty". I chociaż znamy się bardzo krótko, hostel okazał się zapyziałą norą bez osobnej łazienki, a niszowe filmy czasami zbyt niszowe by móc je zrozumieć, takie babskie oderwanie od dość hermetycznej rzeczywistości było jedną z moich najlepszych "wnętrzarskich" inwestycji. Z wrocławskiej perspektywy dostrzegam, że przyjaźń nie zawsze potrzebuje czasu, a piękne chwile odpowiedniego wystroju i osobnej łazienki. I że najtrudniej urządza się własne wnętrze, porządkuje sprawy sprytnie poupychane po kątach i pokryte grubą warstewką kurzu. Chyba najwyższy czas odważnie chwycić za miotłę i zabrać się w końcu za gruntowne porządki. Co o tym myślicie? :)




17.7.14

LE

Le. Proza życia, ludzkie sprawy i kurczak. Jeszcze cieplutkie, jeszcze świeżutkie. Jeszcze nawet nie puszczone do druku. Dlaczego Le? Bo brzmi krótko i przyjemnie. I bezpretensjonalnie. I jest po francusku. I nadaje się na tytuł całej serii. Dlaczego kurczak? Bez powodu. A może dlatego, że ma ergonomiczną sportową sylwetkę, która musi sprostać wszystkim tematycznym wyzwaniom? Żeby oddać głębokie emocje  trzeba mieć elastyczne ciało. Ten drób takie ma. Smutek, wakacje i nordic walking to dopiero początek kurzej przygody, teraz bacznie obserwuję świat i czekam na kolejne inspiracje. Do wizualizacji wykorzystałam zdjęcia wnętrz z pinterest.com, jak tylko wydrukuję moje Le obrazki i postawię je w jakimś sensownym miejscu zrobię własne zdjęcia. Może nawet na tle nowej lampy, na którą wciąż z utęsknieniem czekam :) Życzę miłego wieczoru i .... au revoir (jakby to powiedział kurczak).





15.7.14

big city life

Lato i miasto to dwa zupełnie niekompatybilne pojęcia. Coś w tym zestawieniu zgrzyta i już. Wieś, góry i Mazury to co innego, te komponują się z latem jak ser z keczupem. Bezbłędnie. Zastanawiam się czy można jakoś bezkolizyjnie połączyć lato z miastem, no wiecie, żeby obeszło się bez tego pejoratywnego posmaczku, który na hasło "lato w mieście" zawsze pojawia się w ustach. Niestety od razu przypomina mi się coroczna wakacyjna akcja "przeciąg" organizowana w pojazdach komunikacji miejskiej. Wietrzenie niektórych pasażerów ma oczywiście swoje dobre strony, ale dlaczego wrażliwy nos trzeba przepłacać bolącym gardłem? Przeciąg, miękki asfalt i zdechłe czereśnie z warzywniaka nie mają szans w zestawieniu z górskim powietrzem, odgłosem strumyczka i stokrotkami z własnego ogródka. Ale czy mieszkaniec uroczej górskiej miejscowości o północy wybierze się na Kazimierz, obejrzeć cudowny koncert (bo akurat trwa festiwal kultury żydowskiej)? Czy skusi się na jogę trzy razy w tygodniu (bo się okazało, że zamiast biegania woli jednak jogę i właśnie w lipcu zrobili zajęcia dla początkujących:)? Czy mieszkając na pięknej polskiej wsi można sobie bezkarnie podziwiać plakaty do filmów Wajdy i artystyczne tekstylia Kantora? ;) Nie. Tyle w temacie lata w mieście, gdybym jeszcze kiedyś zatęskniła za jabłkiem z własnego sadu albo narzekała na wredny upał lub nieludzko podkręconą klimatyzację, z chęcią przeczytam sobie ten post ;).





8.7.14

ECO

Kilka weekendów temu wybrałam się na krakowski Festiwal Wnętrz, podziwiać polski design. I tam była ONA. Szara, chropowata i rozłożysta, prosta w formie, ekologiczna i śliczna. Dyndała sobie na drugim albo nawet trzecim planie beztrosko i nienachalnie. Lampa moich marzeń - pomyślałam (zawsze tak myślę, aż do momentu gdy spodoba mi się coś innego ;) i od tej pory już wiedziałam na co mam wydać kasę ;). Pozwólcie, że przemilczę zdarzenia, które nastąpiły potem i od razu przejdę do najprzyjemniejszej części tej historii: marzenia się spełniły :). Niestety z przyczyn niespodziewanych przez najbliższy tydzień lampa fizycznie u mnie nie zawiśnie (producent w osobie przemiłej Pani Agnieszki musi jeszcze coś tam pomajstrować w organicznej materii), ale jak tylko zawiśnie to pokażę. Dziś tylko małe zajawki, niezbite dowody na to że polski dizajn = naturalne materiały + minimalistyczne formy + świeże pomysły. A jeśli już jestem przy materiałach to pozwólcie, że pozachwycam się H&M'owską organiczną bawełną z serii Conscious. Uwielbiam ją i noszę tego lata w czterech odsłonach - w większości białych :) Fajnie mieć na sobie przewiewne, oddychające ciuchy powstałe w "ekologicznym procesie produkcji i na prospołecznych zasadach fair trade"*. No i do tego ładne :).

* źródło: H&M