1.10.16

Kochany pamiętniczku (że zacytuję Poetę, a poetów cytować wciąż lubię), nadszedł koniec. Po wielu pięknych latach pisania pierdół przyszedł czas, żeby powiedzieć sobie w twarz "do widzenia". Jak wszyscy wiemy, powiedzenie w twarz "do widzenia" wymaga odrobiny charakteru i przysłowiowych jaj, których na szczęście mi nie brakuje (przysłowiowych). Nie mam już nic do obwieszczenia światu, wirtualna szuflada, jaką był mój blog, została wypełniona po brzegi i czas zamknąć ją na klucz. Dorosłam, dojrzałam, a może wręcz przeciwnie - odnalazłam w sobie dziecko, nie wiem, tak czy siak misja dobiegła końca. W czasie pisania bloga w moim życiu wydarzyło się wiele fajnych i mniej fajnych rzeczy, niektóre były nawet zabawne i na swój sposób urocze, choć żeby w ten sposób na nie spojrzeć potrzebowałam naprawdę wiele czasu :) Wierzę, że życie dzieje się po coś, że wszystko co mnie dotychczas spotkało, nie było kwestią przypadku. Ludzie, którzy się pojawiali (a czasem także znikali) odegrali w moim trzydziestoośmioletnim przedstawieniu potrzebną rolę. Potrzebną do tego, żebym mogła być tym, kim jestem teraz. Sobą. Pisanie bloga, w ogóle jakiekolwiek pisanie było dla mnie zawsze formą "autoterapii", rodzajem oczyszczającej umysł ekspresji. I tak pewnie już pozostanie, tyle, że w innej przestrzeni, w innym wymiarze. Ponieważ nadal kocham fotografię i chcę rozwijać tę pasję, przenoszę się z obrazem na instagram. Jako k.room.s  Ponieważ nadal kocham rysować przenoszę to na inną, bardziej komercyjną formę działalności. I tutaj taka agnostyczna prośba - panie losie, wish me luck :) Ponieważ nadal kocham muzykę zakończę ten post jak zawsze muzycznie. Tym razem bez linka. Hundred waters - innocent . Piękne. AU REVOIR : -*

8.8.16

dzień dobry (prawie)

Przytłoczona zawiadomieniem o drastycznie ujemnym bilansie w rozliczeniu mediów oraz komputerem, który wziął i się zepsuł (co jednak troszeczkę przeszkadza mi podczas kończenia projektu) wrzucam kilka blogowych paproszków. Takie paproszki emocjonalne, jak suche liście czy patyczki w trawie nie wadzą nikomu, a ich byt jest żywym dowodem na to, że życie to nie pączek z dziurką. No chyba, że na insta, to tak. Oprócz krzywdząco wysokich rachunków i złośliwych laptopów występują także rzeczy piękne, jak długi spacer w deszczową sobotę i fistaszkowe lody. Takie gifowe chwile... klik





11.5.16

attachment

KLIK

źródło:usor.tumblr.com



22.4.16

hand made emoticons

zrobiłam sobie swoje własne emotikony. Taki komunikacyjny hand made. Naszło mnie zaraz po tym, jak messenger przestał mi wyświetlać łinki smajle i inne takie w najmniej odpowiednim momencie. Zastanawiam się czy da się żyć bez tych wszystkich komunikatorów, aplikacji i emotikonów, które bardziej niż ludzkie emocje przypominają niedopieczone bułki. Nie da się. Dziękuję za uwagę, idę zajrzeć do telefonu, bo bez deezera, messengera, whatsApp'a, hangouty'a, upday'a i shazam'a już nie wyobrażam sobie życia. Ps. I jeszcze moderacik na deser, smacznego życzę CLICK (do słuchania głośno i przez słuchawki, inaczej nie ma sensu)


20.4.16

max richter

już za chwileczkę już za momencik. Max Richter w Krakowie, koncert 1 maja w ICE. Nie będę ględzić o zapierających dech w piersi aranżacjach, wolę słuchać niż gadać. Bilet kupiony, już niecierpliwie przebieram nóżkami w oczekiwaniu na zmysłowe bum :)  CLICK
źródło: http://philharmoniedeparis.fr/en/activity/concert/15213-vivaldi-recomposed


8.3.16

blindfold

Dziś trochę truizmów o blogowaniu. Zastanawiam się, czy wrzucić tu genialny klip Tame Impala, kontrowersyjny, mocny ale przede wszystkim cholernie dobry. Kiepski prezent na dzień kobiet jeśli ktoś przyzwyczaił się do pachnących mydełek i grzecznych goździków. Granica, której nigdy nie przekroczę jako blogger zaczyna się i kończy zawsze w tym samym punkcie. Wyznacza go moja intuicja. Punkt jest ruchomy i tak na przestrzeni dwóch lat z hakiem, z postów o nowych firankach i pudłach z Ikei zakwitały głębsze i bardziej osobiste wynurzenia. Piszę co czuję, a czuję różnie w różnych momentach mojego życia. Część tego, co było ważne dla mnie kiedyś, dziś nie ma już znaczenia, to, czym nie podzieliłabym się publicznie dwa lata temu, dziś wrzucam do sieci jak marchewkę do zupy. Blogosfera zawsze będzie strefą, w której poruszam się po omacku i na czuja. I dobrze, lubię niedopowiedzenia. Anyway ... zupa prawie gotowa CLICK ;)



29.2.16

off the cuff

Spieszę donieść, że u mnie nic nowego. Tak że bez owijania w bawełnę, wrzucam sweet focię i trochę muzyki, bez której da się żyć, tylko po co. CLICK