29.6.14

INWESTYCJA

Zrobiłam rachunek sumienia. W walucie. Wyszło sporo, pewnie dlatego że w tym miesiącu postanowiłam zainwestować w siebie. "Inwestycja w siebie" należy do moich ulubionych pojęć zaraz po "kobiecie aktywnej", bo w obu przypadkach nigdy do końca nie wiadomo o co tak naprawdę chodzi. Moje dotychczasowe inwestycje w siebie można podzielić na długoterminowe, do nich zaliczam m.in. świadome jedzenie czyli niewrzucanie w siebie świństw, chemii i leków (czyli chemii) oraz krótkoterminowe, jak np. spacer, gazeta, albo KLIK na cały regulator, czy rozjaśnianie końcówek. Korzyści z tych pierwszych są oczywiście znacznie bardziej odczuwalne i wartościowe, ale tym drugim też nie mam specjalnie nic do zarzucenia. Inwestycja, której dopuściłam się w tym miesiącu to taki długoterminowy fundusz emocjonalny, z którego wybiorę w każdej chwili, jak mi zabraknie na koncie bardzo osobistym. Mówię o warsztatach psychologicznych, akademii coachingu, nazwijcie to jak chcecie. Dwa dni psychicznej i fizycznej harówki, 15 osób i 14 godzin zmagań z własnym ciałem i umysłem w niewielkiej sali . Bilans? Litry potu, dużo emocji i trochę łez. I nowe nieoprocentowane konto z dużym zapasem wiary we własne możliwości :) O fajnej znajomości i zgubionych skarpetkach nie wspomnę ;).
Poniżej mały bezpłatny leasing spożywczy, korzystajcie, bo jest smacznie. Pastę z czerwonej soczewicy wymyśliłam jakieś pół roku temu i robię ją średnio raz w tygodniu. Przynajmniej przez trzy dni nie muszę się głowić z czym zjeść kanapki :)    
Ps. I jeszcze dwa małe ogłoszenia lokalne. 1) Zamiast czerwonej soczewicy można użyć zwykłej (pasta będzie wtedy brunatnozielonkawa), a oliwę z oliwek zastąpić innym olejem nadającym się do spożycia na zimno, zamiast pieprzu można wsypać cayenne. 2) Komentarze do poprzedniego postu czytałam z nieustającym uśmiechem, 100% high quality. Dziękuję :)



25.6.14

NOWE SZATY CESARZA

Emma Watson radzi, by nie czuć się stupid jak coś nam nie siada, a inni się zachwycają. Łatwo powiedzieć... Gdyby Emma znalazła się w równie dyskomfortowej sytuacji jak ja, na bank ugryzłaby się w język. Ale od początku: Opowieści o dalekich podróżach Sir'a Serge'a Lutensa (to taki pan od perfum, który jeździł po świecie i zbierał rzadkie gatunki roślin, a potem preparował z nich niepowtarzalne zapachy) od jakiegoś czasu obijały mi się o uszy i coraz mocniej łechtały moją konsumencką próżność. No bo kto nie chciałby pachnieć rzadkim okazem "inspirowanym sztuką bursztynu, którą Serge Lutens otrzymał w prezencie podczas swojej pierwszej podróży do Maroko, w 1968 roku. Latami bursztyn krył swoje uroki w kuferku, z czasem surowce nasączały się nawzajem, mieszając ze sobą aromaty ... Tak powstał Ambre Sultan, kwintesencja ambry, jakiej do tej pory nie znaliśmy" (źródło: moncredo.pl). Pomyślałam sobie -"wow", muszę spróbować, bo opis kuszący, poza tym jeszcze nigdy nie pachniałam kuferkiem. Znalazłam odpowiednią perfumerię i poszłam wąchać. W tym momencie zaczyna się obciach, bo jak mam się przyznać, że wg mnie perfumy niszowe to nabijanie w butelkę za wielką kasę, napędzane blogosferą i kobiecą prasą? Czy ktoś jeszcze dostrzega, że cesarz chodzi nagi i oprócz kwiecistych opisów, obietnic wyjątkowości i ładnych flakonów (naprawdę ładnych:) nic nie ma w środku ? Nie mówię o kompozycjach zapachowych, bo to sprawa indywidualna, zresztą niektóre naprawdę mi się podobają, chodzi o sposób w jaki każda niszówka* rozkłada się na ciele czy papierku - a robi to w sposób płaski, jednowymiarowy i tandetny. Nawet te z początku intrygujące po godzinie schodzą do poziomu cifu, spożywczej waniliny albo oleju kokosowego (testowałam też markę Diptyque, Etat Libre D'orange, Escentric Molecules i jeszcze kilka innych). No cóż .... dla mnie kuferek okazał się pusty, a podróżnicze wysiłki Serge'a Lutensa zbyteczne, ale będę szukać dalej, tym razem w do bólu komercyjnej ale na pewno tańszej Sephorze ;) 

 * Żeby nie być posądzonym o zbytnie generalizowanie i wrzucanie wszystkiego do jednego wora, autor tekstu przyznaje, że perfumy marki Commes Des Garcons określane również jako niszowe, rozkładają się na skórze tak, jak rozkładać się powinny, czyli pięknie i wielowymiarowo. Żadna to jednak pociecha dla autora, bo te wonie są typowo męskie :).




20.6.14

1:100.000

Nigdy nie byłam dobrym PR-owcem samej siebie. Nie jestem przebojowa i nie umiem takiej udawać. Nie opowiadam pokolorowanych historii, nie potrafię naciągać rzeczywistości i nie polewam zdarzeń słodkim lukrem. Posiadam za to dar umniejszania, którego nie znoszę, ale dar to dar, więc głupio nie przyjąć, poza tym komu mam go teraz oddać?;) Od koleżanki usłyszałam ostatnio bardzo ciepłe i miłe słowa, dotyczące moich tekstów i innych form działalności, o które, jak twierdzi, nie podejrzewała mnie 20 lat temu w szkolnej ławce (pozdrawiam Aniu :). Mam wrażenie, że w wielu relacjach nieświadomie stwarzam  przeskalowany, pomniejszony obraz samej siebie, dla nieuzasadnionego komfortu (swojego, a może cudzego?), który zresztą i tak okazuje się złudny. Ech... wytoczyłam ciężkie i być może zbyt osobiste działo... Ale to dobry znak, bo może najwyższy czas na zmiany. Skromność jest fajna, nie lubię pustych słów i głośnych pozorów, ale czasem trzeba się wygramolić z zamkniętej szuflady i pokazać co mebel kryje w środku (nawet jeśli nie każdemu się ten widok spodoba). Miłego weekendu :)
 


17.6.14

WTORKOWY MIKROKOSMOS


....................... *



* Lepiej niż słowa wychodzą mi dziś kropki (wierzcie, próbowałam.) Moje myśli krążą po bardzo osobistych orbitach, więc niech dzieje się roomservice'owa cisza. Jak w misce po zjedzonym musli albo w "Grawitacji".

8.6.14

BERLIN - PORADNIK SUBIEKTYWNY

1. Weekendowy wypad do Berlina planuj odpowiedzialnie i rozważnie, najlepiej w przeddzień ;) 2. Nie zakładaj, że wstaniesz o trzeciej i wyjedziesz o czwartej. Nie wstaniesz i nie wyjedziesz, więc od razu wrzuć na luz i pośpij dłużej. Szósta to też dobra godzina :) 3. Miej świadomość, że podczas podróży możesz robić za żywy GPS dla kierowcy. Nawet jeśli na co dzień gubisz się w żabce, a mapy cię przerażają. 4. Olej turystyczne must have'y i zrób swój własny plan zwiedzania. W wyborze miejsc kieruj się wyłącznie intuicją. 5. Po mieście poruszaj się metrem. Jest szybciej i taniej. 6. Jeśli kręci cię bohema i wielokulturowość, pociągają artyści i najlepsze pod słońcem wietnamskie żarcie, kieruj się na Kreuzberg. Ech.... było bosko 7. Skocz do Muzeum Bauhausu, może spotkasz przeuroczego starszego pana, który okaże się emigrantem i nieużywaną od lat, ale ukochaną polszczyzną, opowie Ci przeróżne historie i ciekawostki. Cudowne miejsce, cudowny człowiek... 8. Zobacz wystawę ponad 400 prac Salvadore Dali. Nie staraj się zgłębić psychiki mistrza jeśli nie nazywasz się Freud, bo to naprawdę genialny przypadek :) 9. Mówi ci coś nazwisko Libeskind? Przed wizytą w Muzeum Żydowskim nie miałam pojęcia, że architektura potrafi być tak dosadna i wzbudzać tak intensywne emocje. 10. Nigdy nie ufaj swoim trampkom. One też obcierają ... 11. Lubisz kiełbachę? Ja też nie. Ale organiczny, delikatny w smaku wurst z budy Witty's jest naprawdę pyszny! 12. Przed wyjazdem nie wpadaj do KaDeWe w nadziei, że kupisz sobie perfumy. Nie kupisz, bo wybór jest za duży i po kilkunastu minutach wszystko zaczyna tak samo śmierdzieć :) 13. Nie masz fotki pod Reichstagiem i Bramą Brandenburską ? I dobrze. Ważne, że twój facet smarując na drugi dzień rano kanapki śpiewa "Bauhaus, in the middle of our street". No i macie fajne wspomnienia. Auf widersehen! :)

 

1.6.14

LATTE MACCHIATO

Myślę sobie, co by było, gdyby dało się wylewać z głowy obawy niczym stare fusy i chadzać po świecie z umysłem wypełnionym jedynie najwyższej jakości wiarą we własne możliwości. Taki stan podobnie jak dobrze zaparzone latte macchiato ze spienionym mleczkiem musi być pyszny i na pewno sprawia, że dużo rzeczy przychodzi w życiu łatwiej  (nawet jeśli piana uderza czasami do głowy :). Kiepski ze mnie barista, a pod czaszką mam raczej espresso bez piany. Na szczęście potrafi dać kopa, a wtedy biorę papier, ołówek i rysuję nie zastanawiając się po co, na co i dlaczego. W ten sposób pielęgnuję szczerą dziecięcą spontaniczność, która jest w każdym z nas i której z okazji dzisiejszego święta życzę Wszystkim jak najwięcej :).