13.11.15

nastrojowy wiersz o przemijaniu


Oto wiersz o pewnym jeżu,
który mieszkał w Sandomierzu.
Jeż na co dzień był luzakiem,
jeździł żółtym cadillakiem,
miał w garażu dwa merolce
i na żel układał kolce.
Jeż uwielbiał swoje ciało
i ogromnie mu schlebiało,
gdy nocami, w łożu z gąbki,
demonstrował pannom pompki.
Jeż był w środku strasznie płaski,
o czym nie wiedziały laski,
ale bywał bardzo czuły,
a poza tym miał muskuły.
Jeż pracował w korporacji
w dziale ważnych informacji,
wieczorami chodził w miasto
albo jadł mrożone ciasto.
Jeż uwielbiał mocne kino,
choć nie czaił Tarantino.
Wolał raczej "Psy" (bez smyczy)
niż konwencję Guy'a Ritchie.
Jeż zazwyczaj był rozmowny,
choć w wyrazie powierzchowny,
lubił wkurwić się soczyście,
gdy na grzbiet mu spadły liście.
Jeż o śmierci marzył skrycie,
bo go uwierało życie,
czuł, że jest wewnętrznie płaski,
a miał dość noszenia maski.
Postanowił skończyć z życiem,
by to zrobić należycie,
wdrapał się na własne ego,
aby w przepaść skoczyć z niego.
Fakt istotny - ego jeża,
było wielkie niczym wieża.
Teraz puenta dla narodu:
jeż spadając umarł … z głodu.

Posłowie:
Jeż ostatecznie przeżył, a po 20 godzinach przymusowego coachingu zgłosił się do TVN, gdzie wyprowadzili go na ludzi. Po wizycie w centrum dermatologii estetycznej, trwałej ondulacji u Leszka Czajki i kursie czaczy stał się pełnowartościowym obywatelem, tak że ogólnie nie miał już sobie nic do zarzucenia.  
Ps. pozdrawiam P, którego długi i nużący mail ;) stał się inspiracją do ostatnich strof tego wiersza.
Adieu

2 komentarze:

  1. I to właśnie lubię !!! Wena i humor jak widzę dopisują. A.:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ ja jestem ciekawa tych jeżów, szczurów... cały ten zwierzyniec i zwierzęca natura...fascynująca jednak bywa.

    OdpowiedzUsuń