11.10.14

psychopatologia życia codziennego

Dziś trochę psychologii ciężkiego kalibru, czyli o koloryzacji włosów :) Mechanizm tej uciążliwej ale bardzo powszechnej przypadłości jest następujący: 1. psychomanipulacja. Psychomanipulacja czai się przeważnie na półce w Rossmannie. Jeśli bywasz w drogeriach, a dział z farbami odwiedzasz częściej niż własną babcię, jesteś w grupie wysokiego ryzyka. 2. fiksacja i wyparcie. Kurczowo trzymasz się myśli, że w "pralinie" będziesz wyglądała bosko. Nie dopuszczasz do siebie faktu, że pani na etykiecie ma włosy koloryzowane w photoshopie, a "pralina" to tak naprawdę skrót myślowy, bo trudno żeby producent na tak małym opakowaniu, drukował pełną nazwę czyli "niemrawy bury szatyn"". O składzie chemicznym nie myślisz w ogóle. 3. lęk napadowy. Ma miejsce przy kasie i jest wprost proporcjonalny do długości kolejki. Im dłużej czekasz, tym bardziej się wahasz. Boisz się, że kolor wyjdzie kiepski (jak zwykle) i że chyba zniszczysz sobie włosy (jak zwykle). W wyniku niekontrolowanych objawów psychosomatycznych, kompulsywnie wrzucasz do koszyka odżywkę w promocji, której i tak nigdy nie użyjesz. 4. autodestrukcja. Ma miejsce w zaciszu domowym (najgorsze rzeczy zawsze dzieją się za zamkniętymi drzwiami, w tym przypadku za drzwiami łazienki ;). Kolor wychodzi kiepsko (jak zwykle), niszczysz sobie włosy (jak zwykle), czasem otrzymujesz bonus w postaci podrażnionej skóry. 5. trauma i abstynencja. Wkurzasz się na siebie, choć w głębi duszy podejrzewasz, że to jednak wina Rossmanna. Kolejny raz dałaś się skusić, a miałaś już więcej nie farbować włosów. Obiecujesz sobie, że to już ostatni raz i dopóki nie wyrosną ci siwe odpuszczasz koloryzację. Informujesz o tym przyjaciółkę, męża, teściową (niepotrzebne skreślić), żeby słowo stało się ciałem. Po dwóch miesiącach następuje nawrót objawów i cykl rozpoczyna się od nowa.

Postanowiłam zrobić włosom niespodziankę i tym razem na serio rozstać się z toksycznymi barwnikami. Przerzuciłam się na zioło, konkretnie na hennę. To terapia świadoma i nieodwracalna, bo hennowanych włosów nie można ponownie potraktować chemiczną farbą (kolor może wyjść zielony:). Naturalne barwniki odżywiają i nie podrażniają skóry. No i nie niszczą włosów. Kolor, który wybrałam jest dla mnie zbyt ciemny, ale mam nadzieję że z czasem trochę się wypłucze (zdjęcie poniżej nie oddaje rzeczywistego efektu, ponieważ jest robione w pełnym słońcu). Warto poświęcić kilka długich godzin (bo niestety zabawa w hennę to cholerna babranina), dobrze też za pierwszym razem trafić z kolorem, no ale cóż, nie można mieć wszystkiego ;). Dziękuję za uwagę, idę odwiedzić Babcię ;)





14 komentarzy:

  1. Miałam latem przygodę z khadi, ale w wersji puder do wymieszania z gorącą wodą. Prawie się poparzyłam, potem trzymałam maź na włosach pod czepkiem godzinami - a efekt żaden. Jakiś czas później doczytałam, że "niektóre rodzaje" włosów potrzebują jakiegoś wzmacniacza (też z khadi, ofkoz) przed farbowaniem henną i całkiem prawdopodobne, że moje włosy należą do "niektórych rodzajów". I tak straciłam zapał do eksperymentów, ale jak te Twoje zdjęcia widzę...
    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez miałam w takiej wersji ( to w butelce to szampon swoją drogą bardzo fajny :) Moje włosy chwyciły bardzo mocno, a trzymałam godzinę. Moze następnym razem Ci sie uda, trzymam kciuki :)

      Usuń
  2. Brunetki, blondynki ja WSZYSTKIE was dziewczynki całować chce!!!! - przypomniała mi się podczas czytania Twojego wpisu piosenka, którą nucił zawsze mój były sąsiad:)
    P.S. ja ciągle sobie obiecuję, ze juz ostatni raz się farbuje i wrócę do naturalnego koloru (czyli mysi, szary, bury) ale jakos mi nie wychodzi już 15 lat. całuję Kamila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już chyba nieuleczalne niestety :) Dlatego proponuję mój patent z henną po której problem sam sie rozwiąże ;)

      Usuń
  3. hahaha czyli nie jestem sama... u mnie dochodzi jeszcze ryk po nieudanej koloryzacji :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już chyba znamienne ze po szale rozjasniania następuje szał przyciemniania no i tutaj zaczyna sie problem bo na takich włosach kolor łapie zawsze mocniej. Mówi sie trudno i żyje sie dalej kilka myć i bedzie idealnie :)

      Usuń
  4. Hmmm. Na moim ciemnym brązie wychodzi wszystko czarne. A wszelakie praliny, mroźne kakao, szatyny - czarne z rudym błyskiem...A marzę o mysim brązie właśnie.:) Eeehhh....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Henna ma to do siebie że zostawia ciepłe refleksy chociaż z tego co wiem, te kolory które mają w składzie więcej indygo (czyli ciemny brąz i czernie) wychodzą chłodne. Z farbowania chemicznego też nigdy nie byłam zadowolona bo albo wychodziły za ciemne, albo za rude albo jedno i drugie ;) I nawet drogi salon i kompetentny fryzjer nie wnosił w tym temacie nic nowego, no może oprócz strat moralnych i finansowych :)

      Usuń
  5. Wyszło dobrze Droga Pani:) Ja pierwszy raz tej jesieni zrobiłam sobie ombre… temat oklepany ale lubię je…:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre ombre nie jest złe :) Też miałam, własnymi ręcami zrobiłam, nawet fryzjer mnie pochwalił że fachura ;) A oklepania bym się nie bała, ważne, że Właścicielka zadowolona :)

      Usuń
  6. Henny jeszcze nie probowalam... Ostatnio uzywalam loreal prodigy 5, w sumie sie sprawdzila. Lepiej niz myslalam;) buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brrr boję się już samej nazwy, na samą myśl podrażnia mi skalp ;) Póki co zostaję przy hennie (w sumie nie mam innego wyjścia ;) Ściskam mocno :)

      Usuń
  7. Ostatnio przez brak czasu załatwiam wszystko, co czytam i lubię hurtowo. Po dwie książki w nocy i po kilka blogów raz na dwa tygodnie. Zapowiada się, że będzie jeszcze gorzej, ale nawet jeśli zajrzę tu raz na miesiąc, to i tak zajrzę. A komentarz napiszę tutaj, bo uśmiałam się od ucha do ucha. Mam szufladę, a w niej kilka opakowań farb ze wspomnianej przez Ciebie drogerii. Wyjęłam je w zeszłym tygodniu. Ponieważ włosów mam dużo i długie, to muszę tej chemii zawsze kupować po dwa opakowania. Wczoraj szukałam terminu ważności na tych cudach, ale na dwóch nie ma. Mąż stwierdził,że jak nie ma to termin przydatności dłużej niż dwa lata. Może zaryzykuję i nałożę ten zakup kompulsywny na głowę. A kompulsywny i spontaniczny, że hej...Kolor czarny kupiony gdzieś w Trojmieście zaraz po plażowaniu (bo skoro się opaliłam, to włosy muszą być ciemniejsze), pralina (ach jak pięknie brzmi "mieć włosy w kolorze pralinek"), mroźny kasztan kupiłam przed świętami, gdy do drogerii weszłam po pastę do zębów.No i który nałożyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe czyli witaj w klubie :) ostatnio wyrzuciłam dwie farby zalegające w szafce obie pięknie brzmiące oczywiście :) Jak na razie dobrze mi idzie w mocnym postanowieniu, dzielnie omijam strefę X w rossmannie i zaprzyjaźniam się z henną. Mroźnym kasztanem używałam dość długo nawet fajny kolor choć dla mnie zbyt ciemny, pralina z tego co pamietam to była jakaś kompletna porażka, a w kwestii czerni sie nie wypowiem bo nigdy nie stosowalam ( jako naturalna dość jasna szatynka wyglądałabym przypuszczalnie jak z rodziny adamsow ;) Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń