Bad chair day oznacza: a) stan, w którym nie chce ci się ruszyć tyłka z krzesełka. Natura dąży do równowagi więc wtedy aktywność tyłka automatycznie przejmują oczy i palce. Czasami mózg. b) stan, w którym krzesełko przestaje się podobać. Patrzysz na mebel, który sama wybierałaś, sama sprowadzałaś z fabryki w wersji niepomalowanej, a potem sama paćkałaś półmatowym lakierem te chude surowe nóżki na biało (no może nie całkiem sama, ale sprawowałaś nadzór nad przebiegiem prac, więc się liczy) i nagle ci się go odechciewa. Nie pamiętasz, że byłaś z niego dumna, bo po pierwsze to wyrób "dobry bo polski", po drugie świetnie wpisywał się w twoją koncepcję wnętrz, po trzecie dostrzegłaś w jego kształcie wpływy lat pięćdziesiątych (nawet przez chwilę zawiało ci nutą art deco ale nie byłaś do końca pewna) i po czwarte było cię na nie stać. Bez względu na to, którakolwiek z tych dwóch definicji jest prawdziwa, dziś na 100 % mam bad chair day ...
Jesli to to jest to krzesło, to mam nadzieje, ze radość z jego posiadania Ci wróci, bo jest bardzoooo piekne, więc życzę Ci Good Chair Day ;)
OdpowiedzUsuńBad chair day to stan przejściowy, kiedyś trzeba w końcu ruszyć tyłek sprzed komputera i zaakceptować fakt że krzesla są nienajgorsze i nie ma co na razie wydziwiać :) Na ikony designu jeszcze przyjdzie czas ;) Uściski :)
Usuńchetnie takie jedno bym miała u siebie:))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńu mnie prezentacja stołu "przed i po ":)) buziak
Ja mam cztery sztuki, co niestety nie wpływa na stopień zadowolenia ;) Pozdrawiam.
Usuńto może by tak zmienić punkt... siedzenia ?;-)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą widziałabym na Twoim krześle kota. Białego kota. Tak, zdecydowanie ;-)
Miłego wieczoru ;-)
Nie kuś, nie kuś :) Też go tam widzę: biały albo szary puchaty futrzak do przytulania i znoszenia fochów ;) Miłego :)
OdpowiedzUsuńA będę, będę - co tam ;-) koty to cudne stworzenia. Norweski leśny tudzież maine coon - pasował by do Ciebie ;-) albo inaczej - to Ty byś pasowała ;-))))
UsuńZawsze bardzo podobały mi się brytyjczyki takie garfieldowe miśki :) Gdybym się zdecydowała na kota to byłby to jednak dachowiec z fajną mordką i bogatym wnętrzem ;)
UsuńFajne to krzesło;) Ale wiem jak to jest - ja mam tak ze swoim stołem w salonie i muszę przyznać, że do tej pory nie osiągnęłam w jego kwestii spokoju ducha.
OdpowiedzUsuńTo się nazywa perfekcjonizm :) Trudno z tym walczyć ale się staram więc krzesla na razie zostają :))
UsuńTeż mam takie jedno krzesło, które powoduje u mnie ból głowy :) Niby nic mu nie dolega a jednak...Miłego dnia :)
OdpowiedzUsuńHehe no właśnie dobrze powiedziane, niby nic nie dolega a jednak :) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńMnie absolutnie wszystko dzisiaj wnerwia. Pogoda do dupy a ludzie to kretyni. To tak w skrócie. No, to pozostawiam ten wartościowy wpis... LOL
OdpowiedzUsuńSłodkie podsumowanie :))) Bywa, jutro może będzie lepiej (mówię o pogodzie ;)) Głowa do góry, pozdrawiam.
UsuńFajnie napisane, a ten blog dodatkowo ma zawsze swój styl (który podziwiam) efektowny minimalizm :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Z takim komentarzem tym przyjemniej zaczynać weekend :) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńeee tam, piekne jest...i pewnie juz dzisiaj tez pieknie jest ;)) teraz w Kopenhadze widzialam tyle genialnie prostych i cudownych krzesel, ze oczoplasu dostalam...
OdpowiedzUsuńDziś już nie zwracam na nie uwagi pewnie za jakiś czas znowu zapragnę zmian :) Ech... życie ;)
UsuńNie widziałaś moich krzeseł...Doceniłabyś SWOJE ;-)
OdpowiedzUsuńHeh no to teraz mi głupio :)) Ja je tak w ogóle doceniam czasem mam takie zjazdy zadowolenia bo chciałabym inne lepsze nowsze ale mi mija :)
OdpowiedzUsuń