27.9.13

BAD HAIR DAY

Dziś o bad hair day.  Może to nie najlepsze miejsce na takie tematy i wypadałoby się raczej zająć planowaniem świątecznych dekoracji,  ale postanowiłam jakoś bardzo się nie ograniczać. Nie chcę jednak w tym miejscu biadolić czytającemu o moich nieułożonych włosach i rewelacyjnych sposobach na niesforne kosmyki  (bo takich nie znam). Chętnie natomiast podzielę się moim doświadczeniem z zakresu fryzjerstwa, które nabyłam w ciągu kilku ostatnich lat, poszukując tego jedynego, idealnego (fryzjera of course;))

1. DAVID COPPERFIELD
Pan Copperfield najpierw oczarował mnie wizją nowej fryzury. Miało być cudownie i wyjątkowo. Dużo mówił, "zna się chłopak na rzeczy" pomyślałam. Po kilku godzinach mieszania jakichś składników, nakładania, wcierania, mycia, płukania, ścinania, poprawiania, suszenia, prostowania, modelowania, gładzenia, puszenia, ponownego gładzenia itd. nastąpił moment kulminacyjny, wielkie "wow".  "Wow, nic nie widać". Wyszłam taka jak weszłam, nic się nie zmieniło oprócz tego, że mnie skroili na 300 zł.

2. KRÓLOWA ŚNIEGU
Zimna i nieczuła, do mycia włosów używa jednakże wyłącznie wrzątku. Ścina zdecydowanie, czesze intensywnie. Milczy. Przy królowej śniegu czułam się jak bałwan, bo nie miałam odwagi głośno zauważyć, że mnie szarpie i drapie. Efekt okupiony fizycznym cierpieniem, więc po pierwszej wizycie nadzieja na kolejną rozbiła się na tysiące małych kawałeczków.

3. PSZCZÓŁKA MAJA
Uwija się na prawo i lewo, kręci, farbuje, płucze i wysyła sms-y jednocześnie. Pani pszczółka przedkłada ilość nad jakość, a spod jej małych rączek (niczym z taśmy produkcyjnej w fabryce fiata), wychodzą zawsze takie same kształty i kolory. Po wyjściu czułam się jak klon pani z sąsiedniego fotela, (którą  pszczółka obsługiwała jednocześnie).

4. EDWARD NOŻYCORĘKI
Spodnie w kroku sięgały mu do kostek. Nawet się zastanawiałam czy nie chowa tam przypadkiem suszarki albo prostownicy. Był bardzo pewny siebie i od razu oznajmił nam (byłam z koleżanką), że samych końców nie podcina i tnie wyłącznie po swojemu. Zaryzykowałyśmy. Szedł jak burza, ciął włosy jak żywopłot. Fryzura choć początkowo przerażała, o dziwo, po wygładzeniu wyglądała całkiem dobrze. Więcej do niego nie poszłyśmy.

Na szczęście jest już coraz chłodniej i niedługo jakby co, będzie można założyć czapkę :) Życzę miłego dnia!



7 komentarzy:

  1. Hahha...dobre charakterystyki. Ja od lat mam sprawdzoną fryzjerkę i za każdym razem wychodzę zadowolona :) Szcześciara;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, ha, ha. Kiszka. Ostatnio fryzjerzy to albo Violletty z dziesięciometrowymi tipsami, ustami wypełnionymi gumą do żucia i totalnym brakiem czegokolwiek z talentem na czele, albo natchnieni artyści, których poczucie artyzmu polega głównie na kreowaniu swojego wizerunku na Instagramie. Dziwnie rzadko zdarza się coś sensownego pośrodku... LOL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim się poddam do reszty i zapuszczę włosy do pasa będę dzielnie poszukiwać ideału :)

      Usuń
  3. Ha coś tym jest. Szczególnie jak ma się takie marne piórka na głowie jak ja i co rano po przebudzeniu wygląda się jak topielica ze skalpem przylepionym do twarzy hehe

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś uświadomiłam sobie, że właśnie zaczął się sezon grzewczy, a co za tym idzie kilka miesięcy elektryzujących się włosów. Hura ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. haha :D skąd ja to znam :)

    OdpowiedzUsuń